poniedziałek, 6 lutego 2012

ROZDZIAŁ 4

Przez dwa tygodnie rozmawialiśmy przez maile. Kilkakrotnie prosił mnie o moje aktualne zdjęcie. Oczywiście nie zgodziłam się. Postanowiłam zachować trochę prywatności. Przez ten okres poprawiłam oceny na lepsze, pomogłam podciągnąć się w nauce Claire i Jacobowi. Jak co dzień wróciłam do domu po dość długim dniu w szkole. Nie powiem, że byłam wypoczęta. Ostatnie czego chciałam to wziąć gorącą kąpiel. Przywitałam się z ojcem i bratem, po czym udałam się do mojej pokojowej łazienki. Nalałam sobie gorącej wody, dodałam cynamonowego płynu do kąpieli. Uklękłam przed wanną i wpatrywałam się w narastającą pianę, która tworzyła się w wodzie. Po chwili zakręciłam kran, zdjęłam ubrania i położyłam się w wannie pełnej pachnącej wody. Siedziałam w niej przez około dwie godziny. W między czasie zeszłam na dół w pidżamie i zjadłam kolację z bratem, bo ojciec musiał pojechać do pracy.
- I jak tam Twój Harry? - zaśmiał się Patrick, upijając łyka gorącej herbaty cytrynowej.
- Lipa na razie. Znalazłam jego maila, pisaliśmy. Nic szczególnego. - posłałam mu promienny uśmiech z drugiego końca stołu.
- Lipa, to znaczy? W ogóle, gdzie on teraz mieszka? - powiem szczerze, że zdziwiło mnie to pytanie. Co tak naprawdę chciał przez to powiedzieć?
- W Australii. - Patrick nie wypowiedział ani słowa przez pięć minut, zajadał się wyłącznie tostami, po czym rzekł jakby po przebudzeniu.
- No co Ty? Ale szczęściarz. No i ma chłopak rację, bardzo dobrze. - uśmiechnął się do mnie, wstał i zaniósł naczynia do zmywarki . Poukładał w kuchni i poszedł do siebie. Ja nadal siedziałam na dole i rozmyślałam nad tym, co powiedział Patrick. Może rzeczywiście nie miał nic do stracenia i przeniósł się do Townsville. No cóż... - wzruszyłam ramionami i wstałam z miejsca. Podeszłam do okna i zaczęłam wpatrywać się w basen. W tej samej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam zdziwiona, ponieważ nie spodziewałam się żadnych gości. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je bez chwili wahania. U progu zastałam Jacoba z jego kolegą.
- Siemanko kwiatuszku! - rzucił wesoło i przytulił mnie przyjaźnie. - Masz ochotę pojeździć?- obaj chłopcy pomachali mi zabawnie deskami przed oczami. Zaśmiałam się sprośnie.
- Pewnie! Wejdźcie. - wpuściłam przyjaciół do środka, a sama pobiegłam do garderoby po deskę. Wzięłam moją ulubioną- z motywem jamajskim. Dostałam ją od mamy, przed jej śmiercią... Wyszłam z garderoby, włożyłam buty i wszyscy razem wyszliśmy na deskę. Jeździliśmy około trzech godzin. Następnie przyjechałam do domu. Zastałam nawet ojca w domu, co było dziwne.
- Tatku, miałeś być w pracy! - zlustrowałam jego plecy, gdyż siedział odwrócony do mnie tyłem.
- Nie rozumiem... - pokręcił przecząco głową. - Czy to źle? - odwrócił się w moją stronę, rzucając we mnie pustą butelką od wody.
- Heej! - zaczęłam się śmiać przesadnie głośno. A to za co ? hahahaha
- Za chęć do życia. - usłyszałam głośny chichot. Poszłam do pokoju, odstawiłam deskę i wyjęłam laptopa. Podczas włączania się, przebrałam się w moje ulubione szare dresy i biały, szeroki t-shirt. Wygrzebałam słodycze z szuflady, którą zamykałam na kluczyk, zarówno przed tatą, jak i przed Patrickiem. Sprawdziłam Twittera, następnie pocztę emailową. Na twitterze nic nowego, jak zwykle. Zaś zaciekawiła mnie treść wiadomości od Harrego. Napisał mi, że w najbliższym czasie nie będzie go jednak w Wielkiej Brytanii. Ma za dużo spraw na głowie, żeby wpaść do UK, na takie zwykłe spotkanie z taką zwykłą dziewczyną jak ja... Nie mogłam w to uwierzyć! Mimo, że jakoś udawało mi się wytrzymać do tej pory, tak teraz nie mogłam tego znieść. W złości trzasnęłam laptopem i zaczęłam płakać w poduszkę. Tak... po prostu...